8/28/2017

Czy mam słomiany zapał?

Pomyślałam, że na początek powinniśmy się lepiej poznać. No wiecie – ja coś o sobie, Wy coś o sobie… I gdy tak o tym myślałam, to przyszła mi do głowy rzecz, którą odkryłam w sobie zupełnie niedawno. Mam słomiany zapał. O tak. Liczę już 26 lat, a lekko przed dwudziestymi szóstymi urodzinami zdałam sobie z tego sprawę.


Jeszcze w liceum zaczęłam pisać i pracować nad warsztatem pisarskim, ale pech chciał, że żadnego opowiadania nie mogłam jakoś sensownie zakończyć. Odpuściłam. Później wymyśliłam sobie fotografię (skończyłam więc odpowiednią szkołę) – odechciało mi się. Postanowiłam „robić” w sztuce (zrobiłam studia, które mnie do tego wykształciły) – czas zweryfikował to postanowienie. Później zaczęłam ponownie pisać, by porzucić to zajęcie dla tworzenia grafiki komputerowej i… znów wrócić do pisania. Uczyłam się hindi, chińskiego i hiszpańskiego, w każdym z tych języków umiem co najwyżej płynnie czytać lub powiedzieć zaledwie kilka zdań. Na komunikatywną rozmowę nie ma szans;) Ciągle czegoś próbuję i szybko odpuszczam, gdy tylko osiągnę poziom umiejętności, który mnie przerasta. Chyba tylko to pisanie ciągnie się za mną od zawsze. 

W styczniu 2017 zostałam bez pracy, a gdy człowiek ma więcej wolnego czasu to zaczyna myśleć. Zaczęło się od kwestionowania całego mojego dotychczasowego życia, zaczęłam analizować, co poszło nie tak i (o zgrozo!) porównywać się do wszystkich moich znajomych, którzy skończyli studia i od tamtej pory wciąż pracują w tym samym miejscu. 

I tak któregoś pięknego ranka popijając kawę na balkonie (bo to już czerwiec był) dotarło do mnie kilka ważnych rzeczy na mój temat:
1. Mam słomiany zapał. I to jak cholera. Rzucam się podekscytowana na nowe rzeczy, przez pierwsze miesiące mknę jak burza, a potem… Potem następuje stagnacja i poszukiwanie nowych wrażeń.
2. Nie boję się próbować nowych rzeczy. Nie jest tak, oczywiście, że jak ktoś mi zaproponuje skok na bungee to skoczę - co to, to nie - ale zabieram się za każdy projekt, każdy pomysł, który pojawi się w mojej głowie. Jeżeli czegoś nie spróbuję, to będę żałować – tej zasady się trzymam (nie licząc skoków na bungee).
3. Jeszcze nie znalazłam swojego miejsca. I to wcale nie znaczy, że jestem gorsza od tych wszystkich znajomych, którzy szybko odnaleźli się na rynku pracy. Próbowanie wielu rzeczy, szukanie różnych doświadczeń, mimo że stawia mnie ciągle na tej pozycji „juniora” wcale nie czyni ze mnie nieudacznika (nawet, gdy rodzice wciąż patrzą na moje poczynania krytycznym wzrokiem). Po prostu nie chcę robić byle czego, skoro mam to robić przez najbliższe 40 lat.

Załamana faktem nr 1, ale podniesiona na duchu dwoma następnymi stworzyłam prosty i jasny plan walki o przetrwanie – skupić się na rozwijaniu jednej umiejętności, przez dwa lata. To wbrew pozorom wcale nie jest tak długo, a na pewno w tym czasie pojawią się pewne kryzysy i trudności, które będę musiała przezwyciężyć. Wyznaczyłam datę, więc muszę się jej trzymać. Tak więc – pisanie. Rozwijać, dokształcać się i dużo ćwiczyć, a najważniejsze to się łatwo nie poddawać.



A jak to u Was wygląda? Łatwo odpuszczacie, gdy pojawiają się trudności czy stawiacie im czoła?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Pani na M. , Blogger