1/30/2019

“Rób to, co kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia” - czy aby na pewno?

Pasja + praca = spełnienie?

Od dzieciństwa powtarzają nam, że tylko przekucie pasji w pracę pozwoli nam cieszyć się wykonywanym zajęciem. W końcu robimy to, co kochamy, co więc mogłoby pójść nie tak? Z własnego doświadczenia wiem, że WSZYSTKO. 

Miało być tak pięknie 

Budzisz się rano, i choć za oknem szaro i ponuro, Ty uśmiechasz się do siebie, bo wiesz, że nastał kolejny dzień, który spędzisz wykonując ulubione czynności. Radość sprawia Ci każde wykonane zdjęcie, każdy napisany tekst, zaprojektowane logo, przygotowana reklama, tworzenie raportów pełnych Twoich ulubionych wykresów i tabelek. Bez względu na to, czym jest Twoja pasja, codziennie stawiasz czoła przeciwnościom i z radością wykonujesz swoje obowiązki. Ubolewasz nad losem ludzi, dla których praca to najcięższa z kar. Do czasu.

Któregoś dnia budzisz się rano, i choć za oknem świeci słońce, a ciepłe promienie grzeją Twoją skórę, stwierdzasz, że więcej tego nie zniesiesz. Masz dość niezdecydowanych i wybrzydzających klientów, stawania na rzęsach, by chociaż zbliżyć się do stawianych przez nich wymagań, oczekiwania na opłacenie faktur (lub wykłócania się o należne wynagrodzenie), telefonów po godzinach pracy, w weekendy i święta, zleceń na wczoraj. Przychodzi taki moment, że to, co tak kochałaś staje się koniecznością, a po pracy… nie masz już nic. Żadnej odskoczni, która pozwoliłaby zapomnieć o ciężkim dniu. Zaczynasz zazdrościć tym, którzy wracają z pracy i po prostu resetują się robiąc to, co lubią. Ich horror kończy się wtedy, gdy Twój się zaczyna. 

Kariera związana z pasją 

stary aparat fotograficzny w kwiatachMoże nazbyt groteskowo przedstawiłam tę sytuację, jednak tak właśnie wspominam pierwsze porzucenie pasji, jaką była fotografia. Pamiętam, że pierwsze zdjęcie wykonałam w wieku 12 lat - przypadkiem strąciłam z biurka starą żarówkę, która rozbiła się na wiele drobnych kawałków w świetle lampki wyglądających zjawiskowo. Szkło błyszczało się jak prawdziwe diamenty i wtedy przeszło mi przez myśl, że muszę to uwiecznić. Od tamtej pory nie rozstawałam się z aparatem, a po szkole średniej zdecydowałam się na szkołę fotograficzną. I to był błąd. Wybranie zawodu związanego z pasją zabiło we mnie miłość do fotografii. Nie jestem pewna, czy to kwestia podejścia nauczycieli, osób, które fotografowałam w ramach zajęć, czy innych uczniów, ale w końcu przestałam czuć radość z tego, że fotografuję. Po prostu zwątpiłam i… przestałam robić zdjęcia zupełnie.

Kreatywność nie znosi pustki, znalazłam więc kolejną pasję - grafikę. Szłam w zaparte, bo trzeba robić to, co się kocha. Trzeba i już. Nauczyłam się obsługi najczęściej używanych programów, w pełni poznałam ich możliwości, znalazłam pracę i zderzyłam się z tym, z czym zderzają się chyba wszyscy graficy - klient zawsze wiedział lepiej ode mnie. Za dużo wolnej przestrzeni, więcej czcionek, biały nie jest wystarczająco biały, a w zasadzie to syn kolegi zrobi to lepiej i za darmo. Szybko powiedziałam dość i tej decyzji nie żałuję. Obecnie grafika jest dla mnie dodatkowym źródłem utrzymania i sama decyduję z kim współpracuję, nie muszę godzić się na wszystko, by związać koniec z końcem. Chyba w ten właśnie sposób uratowałam swoją radość z tworzenia.

Jak znaleźć złoty środek? 

Najkrócej rzecz ujmując: podjąć zajęcie, które nie przeszkadza, ale i nie pochłania do reszty. Coś, co się lubi robić, ale ma się do tego raczej obojętny stosunek. Mimo wszystko nie można skazywać się na zajęcie, którego się nie lubi. Wtedy nawet wysokie wynagrodzenie nie sprawi, że będziesz mieć motywację do pracy. Jeśli bezpośredni kontakt z klientem to dla Ciebie dziewiąty krąg piekła, nie zmuszaj się do pracy, która tego wymaga. Ja swoje miejsce znalazłam w mediach społecznościowych. Nie jest to zajęcie, za które bym zabiła, ale też nie czuję, że praca jest dla mnie męką. Owszem, są takie dni, kiedy wydaje mi się, że wykonuję najgorszy zawód świata, ale później siadam do komputera, tworzę posty, widzę reakcje i stwierdzam, że wcale nie jest tak źle;)

Na koniec zacytuję jednego z moich szefów: “Do pracy przychodzi się dla pieniędzy, a nie dla satysfakcji”. Może i brutalne, ale po kilku latach na rynku pracy stwierdzam, że prawdziwe. Trzeba być niezwykle upartym, by robić to, co się kocha mimo kłód rzucanych pod nogi. Pytanie tylko - czy warto?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Pani na M. , Blogger