4/16/2019

Zero waste zaczyna się w łazience, czyli mój pierwszy raz z kubeczkiem menstruacyjnym

Napis na tle rozłożonych gerberów

Czy słyszałaś kiedyś o zero waste? To idea, według której należy tak żyć, by marnować jak najmniej. To ograniczenie do minimum produkowanych odpadków i wyrzucanych śmieci. I zwykle zaczyna się w łazience, gdzie plastiku i innych produktów szkodzących środowisku, jest chyba najwięcej. Od czego można zacząć? Na przykład od przeglądu kosmetyków - podzielić je na te, które są niezbędne i te, bez których można się obyć. Zużyć do końca i... nie kupować więcej. Następnie można też zamienić podpaski na kubeczek menstruacyjny. Ja mam już swój i chętnie podzielę się z Tobą moimi wrażeniami.

Zacznę od kilku słów na temat wybranego przeze mnie kubeczka. Po przejrzeniu chyba z 5 czy 6 stron, czytaniu i oglądaniu recenzji oraz filmów instruktażowych, zdecydowałam się na kubeczek menstruacyjny Perfect Cup. Być może dlatego, że był to pierwszy kubeczek jaki znalazłam, albo dlatego, że z jakiegoś powodu miałam opory, by kupować kubeczek w drogerii (co dziwne, bo przecież podpaski też tam sprzedają). Zgodnie z tabelą rozmiarów podaną na stronie producenta wybrałam większy kubeczek, a gdy do mnie przyjechał, zaskoczyło mnie, że jest taki mały!

Jak w ogóle dobrać rozmiar kubeczka? Chociaż według wyżej wspomnianej tabeli istotny jest wzrost i przebyta ciąża, to nie są to jedyne wyznaczniki. Wydaje mi się, że ważniejszą rolę spełnia w tym szyjka macicy - im wyżej się znajduje, tym kubeczek powinien być większy. Oczywiście chodzi o jej położenie podczas okresu. To w tych pierwszych trzech dniach powinnaś sprawdzić, na jakiej wysokości się znajduje, używając do tego środkowego palca:

  • Do wyczucia szyjki macicy wystarczyło włożyć palec tylko do pierwszej kosteczki? Wybierz najmniejszy rozmiar. 
  • Sięgnęłaś jej przy drugiej kosteczce? Wybierz średni. 
  • Jeśli musisz włożyć cały palec, by ją wyczuć lub nie jesteś jej w stanie dalej dosięgnąć - odpowiedni będzie większy rozmiar.

2:1 dla kubeczka

Początki naszego związku nie były łatwe. 3 dni przed okresem postanowiłam przetestować wkładanie i usuwanie kubeczka. Zgodnie z instrukcją, przed pierwszym użyciem wygotowałam go, by upewnić się, że jest sterylny. Później - za radą siostry, która kubeczka używa już od ponad roku - pod prysznicem podjęłam pierwszą próbę umieszczenia ustrojstwa w wiadomym miejscu. Przegrałam. Po 15 minutach wygibasów, których nie powstydziłby się autor Kamasutry, odpuściłam. Pomyślałam, że następnego dnia pójdzie lepiej.

2 dni przed okresem, kolejne podejście. Znów pod prysznicem, tym razem z pomocą żelu intymnego, by zmniejszyć tarcie. Chyba przesadziłam, bo kubeczek wyślizgiwał mi się z rąk. 2:0 dla kubeczka, ale nie ma tak łatwo - do trzech razy sztuka.

Dzień przed okresem uzbrojona w nieziemskie pokłady cierpliwości, żel intymny i rozluźnione mięśnie pochwy, powiedziałam sobie - teraz albo nigdy! No i się udało. Kubeczek został prawidłowo umieszczony i wyciągnięty. Takie małe zwycięstwo :)

Krwawa walka

Jako że nie miałam jeszcze wprawy w montażu, pierwszego dnia do pracy postanowiłam po staremu wziąć podpaskę, kubeczka włożyłam po powrocie i używałam przez 5 godzin. Nie mogę powiedzieć, że go nie czułam - co prawda, gdy chodziłam był prawie nie wyczuwalny, jednak gdy siedziałam i zmieniałam pozycję od razu odczuwałam lekki dyskomfort. Jednak to nie koniec wrażeń na pierwszy dzień. Kubeczek tak dobrze się ugościł w moich włościach, że... nie mogłam go wyciągnąć! Dam sobie rękę uciąć, że mocowałam się z nim z 30-40 minut, zanim znalazłam sposób. Nawet mój partner zaoferował się z pomocą, możesz sobie wyobrazić, jak długo musiało to trwać :)

Według instrukcji, powinnam naciskając na kubeczek odkleić go od ścianki macicy, a następnie pociągnąć za końcówkę. Problem polegał na tym, że nie byłam w stanie zrobić tego na tyle płynnie, by kubeczek znów się nie zassał. Myślałam, że rozluźnienie mięśni pomoże, a jednak to ich napięcie sprawiło, że kubeczek niemalże sam znalazł się poza moim ciałem. No, szkoda, że nikt o tym nie napisał.

Mając za sobą pierwsze doświadczenie, następnego dnia kubeczek również założyłam po pracy, tym razem na 8 godzin. Dyskomfort był o wiele mniejszy niż pierwszego dnia, kubeczek nie przeciekał, a i z wyciągnięciem nie miałam już problemu. Co istotne - w przeciwieństwie do podpaski - czułam się czysto i higienicznie. Żadnych nieprzyjemnych zapachów i uczucia, że coś ze mnie wychodzi.

jasnoróżowy kubeczek menstruacyjny leżący na różowym materiałowym woreczku
Mój kubeczek Perfect Cup

Dlaczego warto?

Jak już wspomniałam - higiena. Żadnego zapachu utlenionej krwi, a i kubeczek jest także bezzapachowy. Po drugie - oszczędność. Za ok. 70 zł otrzymujesz produkt wielokrotnego użytku, który może posłużyć nawet przez klika lat! Sama policz, ile płacisz za podpaski w ciągu roku. Po trzecie - kubeczek jest ekologiczny, wykonany z materiału bezpiecznego nie tylko dla nas, ale i dla środowiska, w przeciwieństwie do, chociażby, opakowań podpasek, które do biodegradowalnych raczej nie należą.

Mimo że używanie kubeczka wymaga i cierpliwości, i treningu, nie żałuję. Pewnie jeszcze kilka okresów minie, nim w pełni nauczę się z niego korzystać, jednak to nic w porównaniu ze świadomością, że w mniejszym stopniu przyczyniam się do zanieczyszczania środowiska.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Pani na M. , Blogger