1/12/2018

Po studencku, czyli nauka na ostatnią chwilę

jabłko, książki, jak się uczyć?

Styczeń się zaczął, mamy środek zimy, choć za oknem wcale tego nie widać (najwidoczniej zrobiła sobie dłuuuugą świąteczną przerwę… znowu), a za chwilę zaczną się egzaminy semestralne, zaliczenia i wszystko to, co studenci, uczniowie i dorośli, którzy nie potrafią przestać się uczyć, lubią najbardziej. Jak się zabrać za naukę, gdy znów budzisz się z przysłowiową ręką w nocniku?


Nie ma co ukrywać – najskuteczniejszą metodą nauki jest SYSTEMATYCZNOŚĆ. Ucząc się przez cały semestr mniejszych ilości materiału, ale regularnie, zwiększamy swoją szansę na zapamiętanie tych wszystkich informacji, które musimy przyswoić. Tylko… kto do jasnej uczy się przez cały semestr? No, dobra. Przyznaję się bez bicia, raz mi się zdarzyło. Jeszcze na studiach i chyba tylko dlatego, że profesor od filozofii miał tak zabójczy uśmiech, że po prostu chciałam zabłysnąć;) Stąd wiem, że regularna nauka przynosi najlepsze owoce. Jednak rzadko kiedy mamy w sobie tyle samozaparcia żeby poświęcać przygotowaniu do egzaminów więcej uwagi niż uważamy za konieczne. Świetnie to podejście obrazuje studencki dowcip:

Pewien dziennikarz postanowił zrobić wywiad na uczelni technicznej. Jednym z podstawowych pytań było określenie czasu jaki potrzeba na opanowanie języka chińskiego. Podchodzi do prof. dr hab. i pyta:
- Panie profesorze, ile pan potrzebuje czasu, aby nauczyć się chińskiego?
- No tak, aby dość dobrze się nim posługiwać to 7 lat.
Idzie do doktora:
- Panie doktorze, ile pan potrzebuje czasu, aby nauczyć się chińskiego?
- Sądzę, że w ciągu 5 lat to bym się nauczył.
Idzie do doktoranta i zadaje to samo pytanie. Doktorant odpowiada, że 2 lata wystarczą. W końcu podchodzi do studenta:
- Te stary, ile potrzebujesz czasu, aby nauczyć się chińskiego?
Na co student spojrzał się ze zdziwieniem i pyta:
- A na kiedy trzeba??

I dokładnie tak wszyscy postępujemy. Już pomijam fakt, że obecne metody sprawdzania wiedzy są nieefektywne, nie uczą kreatywnego, nieszablonowego podejścia do rozwiązania problemu tylko „wstrzelenia się” w klucz odpowiedzi (pamiętacie słynną historię z maturą Szymborskiej? No, właśnie). Egzaminy zdać trzeba. Więc do rzeczy – jak się uczyć, być coś zostało w głowie?

Zacznij od ogarnięcia całego materiału

Wiedząc, jak dużo wiedzy masz do przyswojenia, łatwiej będzie Ci ustalić, jak dużo czasu potrzebujesz, by chociaż dostać to magiczne 3. Materiał pogrupuj tematycznie, a naukę rozpocznij od tego, który jest dla Ciebie totalnym kosmosem. Codziennie czytaj określoną część materiału. Nie staraj się uczyć na pamięć, tylko po prostu czytaj. To także ułatwi Ci zapamiętanie informacji.

Rób notatki

Już samo pisanie sprawia, że zaczynasz zapamiętywać opracowywane treści. Pisanie notatek wymaga skupienia i zmusza mózg do zapamiętywania fragmentów, które przepisujesz lub opisujesz. Ta prosta zasada działa w każdej sytuacji. Cokolwiek masz do zrobienia – zapisz to, a Twój mózg będzie o tym pamiętał.

Słuchaj podcastów lub oglądaj nagrania omawiające dany temat

Ta metoda szczególnie pomoże słuchowcom. Internet jest pełen poradników, prezentacji i nagrań z webinarów, które pomogą Ci w nauce. Co więcej – słuchać możesz nawet wtedy, gdy jedziesz do pracy lub szkoły, robiąc obiad czy sprzątając. Nie martw się, nawet, jeśli nie skupiasz całej swojej uwagi na przekazywanych treściach, Twój mózg zapamięta.

Co istotne, w tym krótkim okresie postaraj się o tą nieszczęsną systematyczność. Nawet, jeśli zaczynasz naukę tydzień lub kilka dni przed egzaminem, czytaj materiały i notatki codziennie. Przedstawione wyżej metody sprawdziłam na sobie i uwierzcie mi – działają. Nie raz już ułatwiły mi zaliczenie przedmiotów, szczególnie odkąd godzę naukę z pracą. A co mogę poradzić tym z Was, które zaspały z nauką? Bez spiny, są drugie terminy;)


Jakie Wy macie sposoby na naukę do egzaminów? Podzielcie się w komentarzu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Pani na M. , Blogger