Photo by Adam Chang on Unsplash |
Znowu trafiłam na kolejny tekst dotyczący zarządzania marką osobistą. Przeczytałam ich już tak dużo, lecz dopiero teraz dotarło do mnie, jak bardzo już samym językiem degradujemy siebie jako ludzie. Czy wraz za tą degradacją słowną idą czyny? Mówi się, że świat schodzi na psy, że ludzie są coraz gorsi, tylko czy bylibyśmy inni, lepsi, gdybyśmy więcej uwagi poświęcali sobie jako ludziom, niż sobie jako markom? Życie stało się biznesem, musisz się sprzedać żeby coś osiągnąć. Musisz być "biznesowym guru", bo już nie wystarczy znać się na tym, co się robi (w końcu takich osób jest tysiące, więc łatwo Cię wymienić). Odpowiednio pokazać się w sieci, wykazać entuzjazmem i optymizmem na rozmowie rekrutacyjnej, nie narzekać, bo "tworzysz negatywną energię". Może stąd, w ramach podświadomego buntu, pojawia się w sieci taka ilość stron i memów, które obrazują pesymistyczne podejście do życia (np. Ból Istnienia Schopenhauera na Facebooku)? Wewnętrzna obrona przed hurraoptymizmem, której efektem są treści o niechęci do innych ludzi, problemie z wychodzeniem z domu i szarości dnia codziennego.
źródło: Ból Istnienia Schopenhauera |
Tak naprawdę poza swoimi własnymi czterema kątami, chyba nigdzie nie można być szczerym (a raczej - nie powinno się). W pracy wymagają byś się uśmiechał, w mediach społecznościowych masz ociekać szczęściem i sukcesem. Imprezować na maska, robić karierę na maksa, podróżować na maksa. Gdzie w tym wszystkim czas na bycie sobą? Wirtualne, fikcyjne życie staje się rzeczywistością. Przenosimy ten fałsz na codzienność i rujnujemy sobie psychikę - to, co mówimy i robimy jest niespójne z tym, co myślimy i czujemy. Rozwarstwiamy się i rozpadamy wewnątrz powłoki zwanej ciałem z szerokim uśmiechem udając, że wszystko jest ok. Nie jest. I nawet nie ma komu o tym powiedzieć. Nic dziwnego, że potrzebujemy tylu psychiatrów i psychoterapeutów skoro wszystko tłamsimy w sobie, bo nie należy się uzewnętrzniać.
Znajomości. Nie przyjaźnie, koleżeństwo. Znosisz innych i sama jesteś znoszona, bo "ta znajomość może się przydać". Chyba właśnie tylko tym jesteśmy - znajomością, która może się przydać. Nie przydaje się? No trudno, znikam. Zastanawia mnie, jak wielu w rzeczywistości wartościowych ludzi skasowaliśmy z naszego życia, tylko dlatego, że się "nie przydali".
Zauważyłaś? Tak naprawdę nigdzie nie wolno okazywać uczuć, bo to, w przypadku kobiet, oznaka histerii, a u facetów słabości. Pamiętam sytuację, gdy w pracy dostałam telefon o nagłej śmierci bliskiej mi osoby. Rozkleiłam się i, zamiast słów pocieszenia, usłyszałam "uspokój się, jesteś w pracy". Możesz przeżywać głębokie, bardzo głębokie emocje, ale nie wolno Ci ich okazać, bo to wpływa na Twój wizerunek. Przestajemy być autentyczni, nie dlatego, że nie chcemy, tylko dlatego, że "nie wypada". Chociaż tyle mówi się o szczerości względem siebie i otoczenia, to samo otoczenie zmusza nas do zakładania maski. To tak jak z unikaniem stresu - psycholodzy alarmują, że to szkodzi zdrowiu, że musimy go unikać, co nijak ma się do codzienności przeciętnego człowieka. Możesz znać sposoby dbania o zdrowie psychiczne i równocześnie nie móc wprowadzić ich w życie przez otoczenie.
W każdej dziedzinie życia odpowiedzialność spychana jest na ostatnie ogniwo w łańcuchu. Producenci przerzucili odpowiedzialność za śmieci na konsumentów, przedsiębiorcy panowanie nad stresem na pracowników, a specjaliści od coachingu wmawiają swoim odbiorcom, że są kowalami swojego losu. Gdy im nic nie wychodzi to ich wina. Po prostu są "nie dość" - nie dość dobrzy, nie dość zaangażowani, nie dość optymistyczni, uśmiechnięci, pozytywni.
Im bardziej stajemy się marką, tym mniej w nas człowieka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz