Wojna w Ukrainie trwa od ośmiu lat, jednak do samego końca wierzyłam, że Putin nie wkroczy ze swoim wojskiem na teren suwerennego państwa. Nie mieściło mi się to w głowie. To nielogiczne - powtarzałam sobie. Wojna konwencjonalna jest bez sensu w obecnych czasach. Uzależnienie gospodarcze i ekonomiczne, owszem, to by się sprawdziło, ale nie posyłanie młodych chłopców na rzeź. No, i wreszcie - na co komu dodatkowe tereny? Przecież to kolejne gęby do wyżywienia. Nie wierzyłam...
24 lutego 2022 roku obudziła mnie wiadomość od jednego z przyjaciół - Rosja napadła na Ukrainę. Sparaliżowało mnie. Z moim D. przy porannej kawie, zamiast normalnych rozmów, ślęczeliśmy z twarzami w smartfonach i wymienialiśmy się znalezionymi informacjami.
Później nastąpiło kolejne zderzenie z rzeczywistością: za przysłowiową ścianą giną ludzie, a my musimy iść do pracy i wykonywać swoje obowiązki, jakby nic się nie działo. To było chyba najtrudniejsze. Pierwszego dnia inwazji moje myśli krążyły wokół Ukraińców, praca miała dla mnie drugo, a nawet trzeciorzędne znaczenie. Irytowałam się, że muszę pracować i nikt w mojej firmie nawet nie wspomniał o tym, co się dzieje. Pracujemy - dzień jak co dzień. Czułam się przybita i sfrustrowana. Być może mogłam podjąć temat, ale za bardzo obawiałam się oskarżenia o sianie paniki czy odciąganie innych od obowiązków. Czy słusznie? Tego już się nie dowiem.
Od tygodnia wstaję i zasypiam przy dźwiękach amerykańskich samolotów wojskowych, które oblatują przygraniczne niebo. Cokolwiek robię, ten dźwięk przypomina mi o tym, co dzieje się tuż za polską granicą i uaktywnia strach przed bombardowaniem. Prawdopodobnie wyimaginowany strach.
Przez moje miasto przetaczają się tysiące uchodźców uciekających przed wojną. Pytamy ochronę dworca, co jest potrzebne w danej chwili i lecimy do sklepu po zaopatrzenie. Nie jesteśmy lekarzami, nie jesteśmy tłumaczami, robimy tyle, ile możemy, a jednak wciąż gdzieś w głowie kotłuje się myśl, że to za mało.
Na Twitterze trafiam na akcję z wystawianiem opinii w Google Ads. Piszą, że lepiej na mapach Yandex, bo tam Rosjanie czytają opinie. Wchodzę na maps.yandex.ru, wyszukuję Moskwę, znajduję kilka restauracji i przygotowuję treść. Nie jest łatwo. Nagle okazuje się, że brakuje mi słów. Co mogłabym powiedzieć ludziom, których despotyczny przywódca napadł na inny kraj, a oni mogą nawet o tym nie wiedzieć przez cenzurę? Zbieram się w sobie i w końcu wymyślam:
Do narodu rosyjskiego: Putin napadł na Ukrainę.
Cały świat sprzeciwia się tej agresji.
Żołnierze rosyjscy zabijają niewinnych ludzi w Ukrainie.
Bracia i siostry, zatrzymajcie Putina! Jak nie Wy to kto?
Wrzucam w kilka wybranych restauracji i czuję ulgę. Jeszcze jedna mała rzecz, żeby chociaż jedna osoba to przeczytała i żeby zrozumiała, co się dzieje.Internet stał się wylęgarnią fake newsów - straszenie inwazją i cenami paliw, podjudzanie agresji wobec uchodźców (szczególnie wobec tych o ciemniejszej karnacji). Widzę, jak wielu ludzi łapie się na takie oczywiste kłamstwa i zastanawiam się, dlaczego nie weryfikują tych informacji? Zastanawiam się, na które nabiorę się ja... Czy może już się nabrałam?
Czytam, że w Przemyślu agresywni mężczyźni zaatakowali działaczy organizacji pomocowych. Nacjonaliści wypełzli ze swoich nor i znów sieją spustoszenie, a ja opadam z sił.
Nie wierzę w ataki uchodźców na Polaków, nie wierzę, że w pociągach grożą ludziom nożami i że kradną paliwo ze stacji benzynowych. Na żadną z tych rzeczy nie widziałam dowodu. Widziałam za to nagranie dziennikarki Oko.press, na którym polscy kibole atakują ludzi na dworcu kolejowym. To jest dla mnie wiarygodne.
W tym wszystkim szukam nadziei. Kijów wciąż się broni, Ukraina została przyjęta do Unii Europejskiej, Putin traci żołnierzy i sprzęt, a Zełenski jest najodważniejszym prezydentem jakiego widział ten świat. Romowie przejmują rosyjski czołg, obrońcy Wyspy Węży prawdopodobnie żyją i pozostaną bohaterami, podczas gdy rosyjski okręt wojenny może іди на хуй.
Europa wyciągnęła lekcję z II wojny światowej i zdaje egzamin jako sojusznik zaatakowanego państwa. Jest wsparcie militarne i gospodarcze. Rosję dotyka prawdziwy cancel culture - od błahych rzeczy jak usunięcie figury Putina z Muzeum Figur Woskowych, przez wycofanie się prywatnych firm z kraju, po odcięcie z systemu SWIFT.
Wielu Polaków pomaga. Są na granicy, przyjmują uchodźców do swoich domów, dzielą się tym, co mają. Okazało się, że w obliczu tragedii wcale nie musimy czekać na działania rządzących. Działamy sami i to jest piękne.
Wierzę, że tych dobrych ludzi w Polsce jest więcej. Pomagają po cichu, nie potrzebują takiego rozgłosu jak nacjonalistyczna hołota, która zrównałaby z ziemią wszystko, co według niech niepolskie. Wierzę, że to ich czyny zostaną zapamiętane.
Złość, smutek, strach, rozpacz, nadzieja - każdego dnia przelewa się przeze mnie tyle emocji. A to dopiero pierwszy tydzień inwazji na Ukrainę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz